Jamnik NA'ILA
Czwarta, wspólna wystawa NA’ILI, NABILI i NURIEGO Kollapsar
Jamnik NA’ILA – czwarta wystawa.
I znów byliśmy na wystawie, tym razem w Rybniku. Wystawa jak wystawa, ale coś takiego nie zdarza się zbyt często. Pan oczywiście wiedział wcześniej, ale my dowiedziałyśmy się dopiero na wystawie, ale po kolei. Zgodnie z Pana planem dopóki jesteśmy w klasie szczeniąt jeździmy we dwie z NABILĄ na wystawy tak żeby okrzepnąć i przygotować się do występów w klasie młodzieży. Niby ze sobą konkurujemy, ale przecież walczymy o czapkę gruszek, czyli o nic ważnego. Z Krakowa do naszego domu przyjechali Państwo i Pani Krysia z NABILĄ. Trochę poszalałyśmy w domu, wiadomo trzeba się porządnie przywitać i pojechaliśmy do Rybnika, w szóstkę, czyli Państwo, Pani Krysia, Karolinka i oczywiście my. Na miejscu czekała na nas niespodzianka. Był tam już Pan Michał, Paulinka i kto? NURI. W pierwszym momencie nie zobaczyłyśmy go, bo był w klatce transportowej. Jak Paulinka go wypuściła to wszystkim nam szczęki opadły, dobrze, że mamy mocne zawiasy. My zaniemówiłyśmy, ale u Państwa było łauuuu. Co tu dużo mówić, piękny z niego przystojniak. NURI, jako ostatni opuścił rodzinny dom, ale przecież było to już prawie 4 miesiące temu. Zmienił się niemożliwie, zmężniał, jeszcze bardziej zjaśniał, choć zawsze był najjaśniejszy, kawał chłopa z niego. Pan jeszcze przed wystawą bardzo chciał żeby NURI wygrał na swojej pierwszej w życiu wystawie, ale po tej prezentacji nie było wątpliwości, kto tu wygra. Przed wystawą całą trójką pochodziliśmy po ringu, tak żeby poćwiczyć. NURI po pierwszych niezdecydowanych krokach zaczął bardzo ładnie chodzić, my zresztą też bardzo ładnie chodziłyśmy i stałyśmy. Na stoliczku też chodź był to wyczyn nie lada, bo blat był pomalowany i śliski jak lodowisko. Łapy same się rozjeżdżały, bardziej trzeba było się skupiać żeby łapy były w kupie niż przejmować czy to ładnie wygląda, bo po prostu nie mogło. Aż dziw, że żadne z nas nie spadło, choć matka ziemia przyciągała i niewiele brakowało. Co było z innymi tego nie wiemy, ale o nieszczęście się aż prosiło. Na wystawie były tylko trzy jamniki długowłose i wszystkie standardowe, czyli my NA’ILA, NABILA i NURI. Wszystkie z jednej matki i ojca, i wszystkie Kollapsar. Kiedy już rozpoczęło się sędziowanie pierwszy na naszym ringu wyszedł NURI, pokazały się pierwsze emocje i chwila zawahania, ale ruszył i pięknie płynął po ringu, ze staniem też nie było problemu, na betonie, bo na stoliczku ustać raczej było ciężko. Sędzia okazał się być miły dla debiutanta, a na dodatek skory do żartów i widać, że mu się NURI spodobał. Potem wyszłyśmy my i to obydwie jednocześnie, też ładnie chodziłyśmy i stałyśmy. Sędzia miał trudny orzech do zgryzienia, bo wszystkie, choć różne byłyśmy piękne. Po trudnym wyborze i bardzo długim staniu do oceny, sędzia zdecydował, że to ja pójdę w porównaniu z NURIM. Po następnym orzechu sędzia zdecydował o tym, o czym my wiedziałyśmy od początku, wygrał NURI i otrzymał tytuł - Najlepsze Szczenię w Rasie (NSzwR). I w zasadzie była to jedyna różnica między naszą trójką. Państwo oklaskami nagrodzili naszego zwycięskiego debiutanta, my merdając ogonkami, Paulinka była bardzo szczęśliwa. Wszystkie, co najważniejsze, otrzymałyśmy ocenę, Wysoce Obiecująca(y), a przepiękne opisy różniły się od siebie, co nas nie dziwi, nieznacznie i bardziej kolejnością słów niż treścią. Może to dziwne, ale wszyscy byli szczęśliwi. My to wiadomo, bo dla nas spotkanie i zabawa jest ważniejsza od jakiś papierów. Państwo i Pani Krysia, dokładnie z tego samego powodu, co my, a poza tym, spełniły się ich oczekiwania, bo wiele dni przed wystawą w rozmowach bardzo chcieli żeby NURI wygrał i stało się. Po wystawie wróciliśmy do naszego domu. Wszyscy Państwo, do których dołączył jeszcze Paweł zajęli się swoimi sprawami, a my swoimi, czyli dalszą zabawą. Umordowałyśmy się tak, że padłyśmy. Po kilku godzinach Państwo, Pani Krysia i NABILA pojechali do Krakowa. Pan był bardzo szczęśliwy i tajemniczo się uśmiechał jak była rozmowa o następnej wystawie, która już za tydzień.