Jamnik EVEE
Drugi Miot
W styczniu 2010 r. znów obradowało konsylium rodzinne. Staropanieństwo, co prawda mi nie grozi, bo już raz, choć bardzo krótko ale byłam zaślubiona. Związki na odległość się jednak nie sprawdzają. Nasza rodzina chyba jest chyba bardzo konserwatywna, bo wybrali za mnie, dobrze, że choć mi w ogóle powiedzieli. Tym razem to ja pojechałam do przyszłego oblubieńca. Droga zwłaszcza powrotna była ciężka bo akurat niebo opróżniało gigantyczny worek ze śniegiem. Na miejscu poznałam mojego wybranka, całą jago ludzką i żeńską jamniczą część jego stada. Przystojny, oczywiście jamnik długowłosy standardowy i ładnie się nazywa, Bo of Ivy's Hill (na zdjęciu). Do polski przyjechał z Holandii i tak mu się spodobało, że teraz tu mieszka ze swoja Panią Dagmarą i jej rodziną. Widać, że światowy chłopak, maniery i kultura, w końcu jest Championem Polski jak ja. Chyba zrobiłam na nim ogromne wrażenie, bo świata po za mną nie widział, nie odstępował na krok a i ja w końcu nie potrafiłam oprzeć się jego urokowi. Jak to bardzo często bywa zauroczenia bywają brzemienne w skutkach, czego jestem najlepszym dowodem. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło znów jestem pępkiem świata, a jak urodzę, w Polsce przybędzie jamników długowłosych. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam ale Pan mówi że jamniki długowłose standardowe to wymierająca rasa, coś w tym chyba jest bo nigdy na spacerach nie spotkałam takiego jamnika jak ja. Państwo dbają o mnie jeszcze bardziej niż zwykle, a myślałam że bardziej się nie da, od głaskania stracę połowę sierści. Jak dzieciaczki mnie kopią to merdam ogonkiem a Państwo zaraz wykorzystują okazję żeby ich też pokopały. Do porodu niedaleko, więc Pan postanowił, że pojedziemy na krótkie zimowisko do naszego domku w te niezbyt wielkie góry żebym nabrała sił. Podejrzewam, że nie tylko dla mnie tam pojechaliśmy, bo coś słyszałam, że niedługo będzie się bronił. Pewnie ktoś Go będzie atakował, i słyszałam, że będzie ich trójka. Jak On sobie z Nimi poradzi skoro zamiast na siłowni siedzi przed komputerem lub czyta, no chyba, że ćwiczy nocami jak śpię. Dużo chodzimy, pod górę, z góry, tu zresztą zawsze tak jest, bo nie ma kawałka prostego terenu. Jak nie chodzimy to leżę sobie na kocyku i wygrzewam się w słoneczku, a mówią, że podobno dalej jest zima, jaka zima jak w słońcu na termometrze 22 stopnie. Leży jeszcze trochę śniegu, ale bałwana to już tylko w lesie można ulepić. Jednak zima, w dniu wyjazdu tak sypnęło śniegiem, że Pan szukał samochodu a jak zjeżdżał a raczej jak nas pchało w dół to mnie pytał czy spadniemy z drogi z prawej czy z lewej strony. Na szczęście wróciliśmy cało choć po drodze do Krakowa co rusz pełno było takich którzy długo bądź nigdy nie wrócą. Teraz spokojnie przygotowujemy się do porodu, który tuż tuż. W sobotę nocą, postanowiłam zrobić Państwu próbny alarm, dobrze się spisali, Pan co prawda rano szukał zapałek ale był gotów do walki. Wrócił z tarczą, siniaków nie było widać, w TV nie mówili o ofiarach ani o stratach w ludziach i sprzęcie, ale podobno dostał celujący. Pewnie to jemu zabrał ta tarczę, po co celował w mojego Pana. Dziś 12.03.10 r. czyli w książkowym 63 dniu ciąży urodziłam 7 prześlicznych szczeniąt. 6 chłopców i 1 dziewczynkę. Państwo są ze nie dumni, urodziłam je w 3 godz. 21 minut. A najbardziej Pan bo 7 to Jego szczęśliwa liczba. Są zdrowe i silne, pięknie jedzą, w zasadzie na okrągło, pełzają po całym kojcu a nawet niezgrabnie próbują chodzić. Ojca oczywiście powiadomiono telefonicznie, to juz taka nasza tradycja. Dobrze się chłopak spisał, kto by przypuszczał że z niego taki męski krawiec. ciąg dalszy - link poniżej
Szczenięta 2010
Możesz nas oglądać w katologu Szczenięta ‘10 lub klikając link powyżej.