Wizyta u SORISA - jamnik długowłosy standardowy
Aleee była frajda, i weekend inny niż wszystkie. Wiedziałem że kiedyś mamusia z SHA’RE mnie odwiedzą, bo od dawna w domu się o tym mówiło, nie wiedziałem tylko kiedy. Byliśmy wszyscy w naszym domku koło Bielska, wszyscy to znaczy Pani z Panem, „dzieci” – córka Pani z mężem, Bertusia z Amberkiem no i oczywiście ja. W pewnym momencie Pana straciłem z pola widzenia a jak się pojawił to razem z nim, no kto ?, mamusiaaaa, i SHA’RE i Pan i Karolinka. Z nadmiaru szczęścia to już sam nie wiedziałem co robić. Euforia powitań oczywiście udzieliła się wszystkim. Ogonki pracowały intensywnie a buziaczki trudno zliczyć, nikt nikomu nie wyliczał, każdy dawał i dostawał ile wlezie. Pilnowałyśmy tylko żeby sierści od głaskania nie stracić. Oczywiście pokazałem moim gościom cały teren a jest tego, byliśmy wszędzie tam gdzie wolno i nie. Teren nie jest ogrodzony więc nie mieliśmy ograniczeń. Dzikie gonitwy, bijatyki, podgryzanie słowem wszystko jak dawniej kiedy byliśmy razem. Bertusia z Amberkiem nie brali aż tak czynnego udziału w tych harcach bo nawet mamusia jest dla nich dużo młodsza więc bardziej z zaciekawieniem patrzyły. Urządzaliśmy też dalsze wyprawy do sąsiedniego domu gdzie SHA’RE nawet zajrzała i próbowała przywitać się z gospodarzami bo drzwi były otwarte. W ramach poznawanie terenu zaprowadziłem moich gości do dalszych sąsiadów za drogą. Państwu niezbyt się to podobało bo przechodziliśmy przez drogę którą co prawda przejeżdża coś raz na godzinę ale… Wołali nas ale jakoś nie za bardzo chciało nam się wracać bo tam była największa atrakcja okolicy. Ta atrakcja to takie dziwne zwierzaki na dwóch łapkach, ze skrzydłami i kury się nazywają. SHA’RE tak się spodobały że aż weszła do ogródka gdzie one były. Pan nie był zbyt szczęśliwy bo musiał tam za nią iść. Ona goniła kury a Pan ją i ubaw był po łapy, tyle że Pan głupio się czuł chodząc komuś po ogródku przydomowym bez zaproszenia. Po wszystkim zamknął ogródek przewidując że to nie ostatnia nasza wyprawa na kury, skąd On to wiedział ?!. Kury przeżyły, miały trochę dodatkowego ruchu a my ubaw że wreszcie jest ktoś kto się nas boi. Pogoda nam dopisała i wszyscy byli szczęśliwi w ciszy spokoju z nastrojem wiejskiej sielanki przerywanej naszymi szaleństwami. Państwo za wyjątkiem momentów kiedy za bardzo się oddalałyśmy spędzali czas przy stole na zewnątrz domu rozmawiając, rozmawiając, o czym, to już nie wnikaliśmy bo czasu nie było ale miny mieli zadowolone. Oczywiście nie obyło się bez przytulanek na rękach zwłaszcza mnie i SHA’RE, mamusia też nie narzekała. Pan z Karolinką zachwycali się moją urodą i charakterem. No cóż nie da się ukryć piękny przystojniak ze mnie, nie, nie to nie ja tak mówię, wszyscy tak mówią, a charakter… mamusia się trochę nad nami wszystkimi napracowała, nie mówiąc o Państwu. Pani jak to Pani, przygotowana do wizyty w każdy możliwy sposób od ciasta po wspaniały obiad na którym i my byłyśmy - w roli nie nachalnych obserwatorów, ale musimy się zadowolić naszymi miseczkami. Jak to mówią wszystko co dobre szybko się kończy, i choć moment wyjazdy był kilka razy odwlekany to jednak musiał nastąpić. Pożegnanie choć wspaniałe jak powitanie jednak zawsze jest trochę smutne, pozostaną miłe wspomnienia i nadzieja na kolejną wizytę.
Jeżeli mile spędziliście Państwo czas, oglądając świat widziany oczami szczeniąt – jamników długowłosych standardowych, wzruszali i śmiali oglądając na zdjęciach małe jamniki, proszę wejść do katalogu Linki i zagłosować. Dzięki temu Inni będą mieli większą szansę odnalezienia strony jamników Kollapsar FCI i dołączenia do nas.
Kliknij zdjęcie jeszcze raz, aby zobaczyć duże zdjęcia.