WESELIMY SIĘ
Jamniki długowłose standardowe - jamnik EVEE i SHA’RE relacjonują nasze wydarzenie roku i jedyne w życiu jamników długowłosych standardowych, jakim był ślub i wesele ich młodej Pani Karolinki z Pawłem
Początek tego tekstu w katalogu Wakacje od ’09 – Wakacje jamników długowłosych EVEE i SHA'RE - 2012 r
Niedługo przed ślubem odbyły się wieczory panieński i kawalerski, z przykrością stwierdzamy że nikt nas nie zaprosił na nie, trudno. Ponoć hulanki, swawole i zabawy były przednie. Pan tylko trochę kręcił nosem, bo liczył na bardziej szczegółowe relacje z wieczorów okraszone zdjęciami a tu częściowa cenzura na zdjęcia. Jakoś to przeżył, bo jak powiedział sam był kiedyś młody i nie takie rzeczy się działy, niektóre to nawet na drugi dzień pamiętał. A tu, spokojniutko, strat w ludziach i sprzęcie nie zanotowano.
Kiedy już zbliżał się dzień ślubu i wesela okazało się że Pan nie zapomniał o nas i zafundował nam pobyt w hotelu, takim psim spa. Długo szukał czegoś godnego naszej pozycji rodzinno społecznej, no i tak żeby nam sierść z głowy nie spadła. Pan jak to Pan jak zawsze szuka dziury w całym i po kolei eliminował wszystkie hotele gdzie był choć cień podejrzenia że mogłoby nam być niewygodnie, w końcu został tylko jeden, najlepszy z najlepszych. Hotel nazywał się Pchełka i był w Swoszowicach. Na stronie internetowej przez pomyłkę Pani Ewelina umieściła 5 gwiazdek, powinno być 5 kości i w pełni na nie zasłużył i hotel i Pani Ewelina. Byłyśmy tam 4 dni.
Prosto z hotelu państwo ruszyli na Śląsk. Zgodnie z tradycją, dzień przed ślubem odbyło się tłuczenie. Oczywiście nikt nikogo nie tłuk, ucierpiała jedynie tłuczona porcelanowa zastawa, no i przyszli młodzi którzy musieli to wszystko wielokrotnie sprzątać. Co tu dużo mówić każdy pretekst do balangi jest dobry. Tłuczenie ma przynieść szczęście a życzenia składane przez życzliwych uczestników mają je spotęgować. Na szczęście wieczorne biesiadowanie nie wpłynęło na kondycję przyszłych weselników.
Drugiego dnia krzątaninie nie było końca, fryzury, makijaże, ubieranie………. zjeżdżający i przychodzący goście, słowem zawierucha, ale kontrolowana. Kiedy już wszystko było gotowe Paweł musiał wykupić Karolinkę od Ewy która była nie tylko siostrą ale też świadkiem, druhną, starościną ( jak komu pasuje) i zadbała o interes Karolinki żeby za tanio jej nie oddać Pawłowi. Pawłowi dzielnie pomagał druh Grzegorz, w końcu od powodzenia tej transakcji zależał interes życia Pawła. Transakcja trwała długo bo Ewa była twarda, ale przyniosła oczekiwany efekt ku uciesze i radości wszystkich zgromadzonych. Polały się też pierwsze łzy wzruszenia i radości. Zgodnie z tradycją przed wyjściem nastąpiło błogosławieństwo, Pan jako ojciec udzielił go pierwszy, nie da się ukryć że ku jego zaskoczeniu wzruszenie ścisnęło go za gardło a Karolince na ten widok drugi raz zwilgotniały oczka.
Nadszedł czas wyjścia do kościoła i tu zaskoczenie, pod domem stał nie tylko samochód ale i kobieta. Kobieta otoczona „rodziną” bliższą, dalszą i jeszcze dalszą przypomniała niewiernemu Pawłowi o jego niecnych uczynkach z przeszłości czego dowodem było słodkie dzieciątko ze smoczkiem, siedzące w taczce, takie czasy, kryzys, nawet na wózek zabrakło.
Trochę podejrzane było to dziecko, coś za duże, no ale wiadomo matka lepiej wie, no i dziś wszystko na hormonach i sterydach to i dziewczynkom od razu duże piersi rosną. Dzieciątko było na tyle urokliwe że wielu, wyręczając Pawła, chętnie by się nim zaopiekowało.
Monolog z wyrzutami trochę trwał i Paweł rad nie rad musiał zapłacić zaległe alimenty, Kiedy Karolina z Pawłem ruszyli w stronę kościoła drogę zajechał im potężny traktor sąsiadów, chcieli pewnie dać Pawłowi ostatnią szansę gdyby się wahał.
W kościele zgodnie z tradycją Pan – ojciec, oddał Pawłowi córkę Karolinkę a ksiądz pobłogosławił ich związek. Po ceremonii opuszczając kościół w chmurze spadających płatków kwiatów, młodzi już zaślubieni zaczęli przyjmować życzenia, na nowa drogę życia. Miłą niespodzianką było niewielkie stadko białych gołębi wznoszące się nad ich głowami z których dwa sami wypuścili.
Po zrobieniu pamiątkowych zdjęć, zaproszeni goście, przyjechali do dworku z pięknym ogrodem gdzie miało odbyć się przyjęcie weselne. Do oczekujących na stojąco gości wkrótce dołączyli Państwo młodzi. Ledwo weszli dostali chleb i sól, co mogło sugerować że będzie krucho z jedzeniem. Potwierdzeniem tego mogło być również to że goście nawet chleba nie dostali tylko samo picie – szampana w kieliszkach.
Pan jak to Pan nie odmówi sobie okazji do powiedzenia czegoś, wygłosił toast, na szczęście niezbyt długi i nie przynudzał, a na koniec życząc udanej zabawy zaprosił gości „za stoły”. Tu na szczęście okazało się że jadła i napitku było pod dostatkiem a lektura menu, jakby kto był bardzo uparty zajęłaby część wieczoru. Dalej to już były hulanki i swawole do białego rana. Pierwsze kury dawno już piały i zdążyły ponownie przysnąć jak ostatni goście wychodzili. Niektórym biesiadnikom musiało wystarczyć góra kilka godzin żeby zdążyć na następną imprezę, czyli poprawiny, które odbyły się w innym miejscu. Znów były hulanki, rozmowy a wieczorem dodatkowa atrakcja w postaci masy lampionów wypuszczanych przez uczestników w powietrze. Poprawiny zaczęły się tuż po południu a skończyły dobrze po północy czyli następnego dnia. I tym oto sposobem licząc od pierwszego dnia czyli wieczornego tłuczenia do ostatniego czyli nocy w której skończyły się poprawiny wszystko trwało 4 dni. I tyle właśnie byłyśmy w hotelu. Żeby nie wiem jak dobrze było w hotelu to nic nie zastąpi bliskości rodziny. Kiedy już po nas przyjechali radości nie było końca.
Chciałoby się powiedzieć „I my tam z gośćmi byłyśmy, miód i wino piłyśmy, a cośmy widziały i słyszały w księgi umieściłyśmy”, niestety nas tam nie było, ale przecież na tym nie koniec, bo jednak później byłyśmy i Karolinkę z Pawłem w sukni i garniturze widziałyśmy. Po powrocie Karolinki i Pawła z podróży poślubnej w Egipcie, pojechałyśmy z Państwem na sesję zdjęciową. Sesja odbyła się między innymi na terenie zamku w Pszczynie. Zdjęcia robił ten sam fotograf co przed, na ślubie i weselu, Pan Krzysztof Biały, ale tym razem był ze swoją żoną Panią Grażyną. Sesja co prawda miała być tylko Karolinki i Pawła ale wciskałyśmy się gdzie tylko się dało. Poza tym przypadłyśmy Państwu do gustu, szczególnie Pani Grażynie, no i przy okazji my miałyśmy też naszą indywidualną mini sesję. Widać po zdjęciach że Państwo Biały to profesjonaliści, mają serce do tego a na dodatek do nas a jak to mówi nasz Pan ten kto lubi zwierzęta będzie też lubił ludzi. Fajnie to wszystko wyglądało bo była jedna para a trzech fotografów. Dwóch fotografów robiło sesję a trzeci, czyli nasz Pan dokumentował robienie sesji i oczywiście najwięcej zdjęć robił nam. Wszystko o czym słyszałyśmy i widziałyśmy jest przedstawione na zdjęciach które są dowodem autentyczności opisanych wydarzeń.
Część zdjęć robił nasz Pan ( poprawiny i końcówka pleneru) a większość (ślub, wesele i plener) Pan Krzysztof Biały , różnicę będzie widać, a jak nie, to dowód na to że naszemu Panu czasem też uda się zrobić ładne zdjęcie. Inną sprawą jest to że na stronie mają zmniejszoną rozdzielczość.